portal randkowy smartpage.pl
Płeć: Mężczyzna Imię: Józef Wiek:55 Wzrost: 173 Sylwetka:Normalna Dzieci: Posiadam ale nie mieszkają ze mną Wykształcenie:Średnie Województwo: Śląskie Miasto: Gliwice Styl:Normalny Mieszkam:Sam/a Szukam tutaj:Związku na wyłączność Pierwsza randka:Zaskocz mnie/Zaskoczę cię Znak zodiaku:Baran

bezkonfliktowy cierpliwy lojalny praktyczny przyjazny uczciwy uprzejmy

basen coś ciekawego jakiś koncert wypad nad jezioro wypad poza miasto wypad w góry

Dojrzałe serca w cyfrowym świecie: czego naprawdę szukają czterdziestolatkowie na portalach randkowych to pytanie, które odsłania głębszą prawdę o ewolucji ludzkich potrzeb i pragnień w połowie życia. Gdy fala młodości opada, odsłaniając trwały ląd doświadczenia, priorytety w poszukiwaniu partnera ulegają fundamentalnej przemianie. Osoby po czterdziestce, wkraczające na ścieżkę aplikacji randkowych, nie są już neofitami miłości. Mają za sobą historie – piękne, bolesne, pouczające. Noszą w sobie blizny po rozstaniach, radość z rodzicielstwa, satysfakcję z zawodowych sukcesów i gorycz porażek. Ten bagaż nie jest jednak balastem, który ciągnie ich w dół, lecz kompasem, który wskazuje kierunek. W przeciwieństwie do dwudziestolatków, których poszukiwania często napędza nieokreślona tęsknota i społeczna presja, czterdziestolatkowie podchodzą do randkowania z precyzją archeologów. Nie szukają już skarbu na oślep, lecz znają jego przybliżony kształt, wagę i wartość. Ich wejście na portal randkowy to nie akt desperacji, lecz świadoma decyzja o otwarciu się na nowy rozdział, napisany jednak innym, bardziej dojrzałym charakterem pisma.

Przede wszystkim, czterdziestolatkowie szukają spokoju i emocjonalnego bezpieczeństwa. Młodość to często czas burzliwych uniesień, namiętnych kłótni i gwałtownych pojednań. W wieku czterdziestu lat te emocjonalne rollercoastery tracą swój urok. To, co staje się najcenniejsze, to poczucie, że można być sobą – bez masek, bez gier, bez nieustannej potrzeby udowadniania swojej wartości. Dojrzałe serca pragną partnera, który będzie bezpieczną przystanią, a nie źródłem kolejnych burz. Szukają kogoś, na kim można się oprzeć w trudnych chwilach, z kim można milczeć bez uczucia niezręczności, komu można zaufać bez reszty. To pragnienie stabilności nie jest równoznaczne z nudą. To głęboka potrzeba przewidywalności i konsekwencji w relacji. W świecie, gdzie wszystko może się zawalić – zdrowie, praca, plany – związek ma być tym jednym stabilnym filarem, który przetrwa najgorsze sztormy. Dlatego w profilach na serwisach randkowych osoby po czterdziestce tak często podkreślają wartości takie jak „lojalność”, „szacunek”, „uczciwość” i „komunikacja”. To nie są puste hasła. To są kamienie węgielne, na których chcą zbudować swój nowy dom.

Kolejnym fundamentalnym poszukiwaniem jest autentyczność i brak gier. Młodsze pokolenia, zanurzone w kulturze „podrywu”, często funkcjonują według skomplikowanych scenariuszy: nie odpisuj od razu, udawaj obojętność, graj na trudno do zdobycia. Dla czterdziestolatka takie zachowania są po prostu męczące i nieautentyczne. Nie mają już czasu ani energii na odgrywanie ról. Szukają partnera, który będzie mówił wprost, co czuje i czego chce. Cenią sobie szczerość, nawet jeśli bywa niewygodna. Wysoka samoświadomość, typowa dla tego wieku, pozwala im rozpoznać fałsz z dużej odległości. Nie chcą być adorowani, chcą być widziani – takimi, jakimi są, z całym swoim doświadczeniem, kompleksami, zaletami i wadami. Pragną relacji, w której mogą powiedzieć „nie wiem” lub „boję się” bez obawy, że zostaną uznani za słabych. Ta tęsknota za prawdziwym, nieupiększonym spotkaniem dusz jest jednym z najsilniejszych motorów napędzających ich poszukiwania w cyfrowym świecie.


Poza bezpieczeństwem i autentycznością, dojrzałe serca poszukują głębokiego, partnerskiego porozumienia na poziomie wartości i wizji życia. Podczas gdy w młodości kluczowe bywało wspólne zamiłowanie do konkretnej muzyki czy imprezowania, tak po czterdziestce na pierwszy plan wysuwają się pytania o sens i kierunek. Czterdziestolatkowie są często w szczytowym momencie swojej kariery, mają ugruntowany system wartości i jasną wizję tego, jak chcą żyć. Szukają kogoś, kto będzie szedł z nimi w tym samym kierunku, a nie kogoś, kogo będą musieli ciągnąć za sobą lub kto będzie ich hamował.

Kluczową kwestią staje się zatem kompatybilność światopoglądowa i życiowa. Chcą wiedzieć, czy potencjalny partner podziela ich podejście do rodziny (zwłaszcza jeśli mają dzieci z poprzednich związków), czy ma podobny stosunek do finansów, jak postrzega swoją przyszłość zawodową, czy dba o zdrowie, jakie ma relacje z bliskimi. To nie są już kwestie drugorzędne, ale fundamentalne kryteria selekcji. Randka nie służy już tylko sprawdzeniu, czy jest „chemia”, ale staje się rodzajem rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko partnera życiowego. Pytania, choć zadawane z taktem, dotykają sedna: Jak wygląda twoja relacja z dorastającymi dziećmi? Jak radzisz sobie ze stresem? Gdzie chciałbyś zamieszkać za dziesięć lat? Jakie są twoje priorytety? Dla osób z zewnątrz może to wyglądać na mało romantyczne, ale dla czterdziestolatków jest to przejaw zdrowego rozsądku i troski o własną przyszłość. Inwestują w relację, która ma realne szanse przetrwania, a nie tylko dostarczyć chwilowych uniesień.

Równie ważna jest wzajemna przestrzeń i poszanowanie autonomii. W przeciwieństwie do młodych, symbiologicznych par, które chcą spędzać razem każdą wolną chwilę, dojrzałe związki często kwitną w atmosferze wzajemnego zaufania i poszanowania dla odrębności. Czterdziestolatkowie mają swoje ustalone życie, kariery, pasje, przyjaciół, obowiązki rodzinne. Nie szukają kogoś, kto je „dopełni”, ale kogoś, kto je „wzbogaci”. Pragną partnera, który zrozumie, że potrzebują czasu dla siebie, że mają swoje sprawy i że ich tożsamość nie jest definiowana wyłącznie przez związek. Ta dojrzała miłość nie polega na wtapianiu się w siebie, ale na tym, by iść razem przez życie jako dwa silne, autonomiczne drzewa, których korzenie są splątane, ale korony mają przestrzeń do swobodnego wzrostu. W kontekście platform do nawiązywania kontaktów przekłada się to na szukanie osób, które mają swoje własne, ciekawe życie i które nie będą postrzegać niezależności partnera jako zagrożenia.

Wreszcie, czterdziestolatkowie szukają… lekkości i zabawy. Choć ich podejście jest poważne, to nie oznacza, że pragną ponurego, funkcjonalnego partnerstwa. Wręcz przeciwnie. Po latach wypełnionych obowiązkami zawodowymi i rodzicielskimi, wielu z nich tęskni za swobodą, spontanicznością i śmiechem. Chcą kogoś, z kim będą mogli znów poczuć się młodzi – nie fizycznie, ale duchem. Kogoś, kto zaraża optymizmem, ma poczucie humoru, jest ciekawy świata i chce wspólnie odkrywać nowe rzeczy – czy to będzie podróż, kurs tańca, czy po prostu głupia gra planszowa przy lampce wina. Ta potrzeba radości jest często zaskakująco silna. Jest jak oddech świeżego powietrza po latach wypełnionych powagą i odpowiedzialnością. Pokazuje, że dojrzałe serca, mimo wszystkich doświadczeń, wciąż mają w sobie miejsce na beztroskę i pragną partnera, który pomoże im to miejsce odnaleźć.


Ostatnim, choć nie mniej ważnym, aspektem poszukiwań czterdziestolatków jest głęboka potrzeba wzajemnego wsparcia i bycia świadkiem życia. W tym wieku ludzie często stają przed wyzwaniami, które są unikalne dla ich etapu życia: wyprowadzka dzieci z domu (syndrom pustego gniazda), starzejący się i wymagający opieki rodzice, zmiana ścieżki kariery, pogarszające się zdrowie. W tych momentach potrzebują nie tylko kochanka czy towarzysza zabaw, ale przede wszystkim przyjaciela i sojusznika.

Szukają kogoś, kto nie ucieknie, gdy życie stanie się trudne. Kogoś, kto będzie stał obok nich przy szpitalnym łóżku rodziców, kto pomoże przetrwać kryzys wieku średniego, kto będzie świętował razem z nimi sukcesy dzieci, nawet jeśli nie są jego własnymi. To pragnienie bycia „drużyną” jest niezwykle silne. Chcą partnera, z którym mogą dzielić nie tylko radości, ale i ciężary. Którego można poprosić o pomoc bez poczucia, że jest się ciężarem. Który zobaczy ich słabość i nie wykorzysta jej przeciwko nim, ale okaże zrozumienie. Ta gotowość do wzajemnego noszenia swoich brzemion jest kwintesencją dojrzałej miłości. Wymaga ona ogromnej empatii, cierpliwości i siły charakteru – cech, które czterdziestolatkowie cenią sobie bardziej niż idealnie wyrzeźbione ciało czy prestiżową pracę.

Pragną również partnera, który stanie się świadkiem ich drugiej połowy życia. Mają za sobą historię, którą ktoś inny napisał z nimi. Teraz chcą kogoś, z kim napiszą kolejne rozdziały. Kto będzie znał ich w nowym, dojrzalszym wydaniu. Kto będzie pamiętał ich lęki i marzenia z tego konkretnego okresu. Kto będzie wspólnie z nimi budował nowe tradycje i rytuały. To poczucie wspólnoty losu, bycia razem w tej konkretnej, środkowej stacji życia, jest niezwykle ważne. Łączy ich to, że stoją w podobnym miejscu – między młodością a starością, między rodzicielstwem a wolnością, między karierą a poszukiwaniem nowych znaczeń. Szukają kogoś, kto rozumie ten specyficzny moment i chce go dzielić, tworząc z niego coś pięknego i znaczącego.

Ostatecznie, to, czego naprawdę szukają czterdziestolatkowie na portalach randkowych, można streścić w jednym słowie: GŁĘBIA. Głębia uczuć, głębia zrozumienia, głębia wspólnoty, głębia zaangażowania. Nie chodzi już o powierzchowne zaloty, ale o dotknięcie czyjejś duszy i pozwolenie, by ona dotknęła naszej. Ich poszukiwania są wolniejsze, bardziej uważne i bardziej świadome niż kiedykolwiek wcześniej. Przeszukują cyfrowe katalogi nie w poszukiwaniu idealnego produktu, lecz drugiego człowieka, który podobnie jak oni, nosi w sobie blizny i nadzieje, wspomnienia i marzenia, i który – mimo wszystko – wciąż wierzy, że miłość w drugiej połowie życia nie tylko jest możliwa, ale może być najpiękniejsza ze wszystkich.

Jak budować chemię, kiedy pierwsze wrażenie nie było piorunujące, ale coś w tej osobie przyciąga to dylemat, który zna chyba każdy, kto kiedykolwiek szukał partnera. W kulturze zdominowanej przez kult pierwszego wrażenia, natychmiastowej iskry i szybkich decyzji na aplikacjach randkowych, sytuacja, w której nie doświadczamy olśnienia, a jedynie ciekawości, może być dezorientująca. Czujemy wewnętrzny konflikt: z jednej strony racjonalny umysł podpowiada, że ta osoba wydaje się wartościowa, inteligentna, z poczuciem humoru, a z drugiej – brakuje tej magicznej, fizycznej iskry, o której tyle się słyszy i czyta. Większość z nas, kierując się tym poczuciem braku, odrzuca taki kontakt, wracając do bezcelowego przewijania profili w poszukiwaniu tego jedynego, który wywoła błysk w oku już przy pierwszej wiadomości. To podejście jest jednak krótkowzroczne i często prowadzi do pominięcia relacji o ogromnym potencjale. Prawda jest taka, że chemia nie jest monolitem. To złożone zjawisko, na które składa się chemia fizyczna, intelektualna i emocjonalna. Podczas gdy ta pierwsza bywa natychmiastowa i kapryśna, te dwie pozostałe często potrzebują czasu, by się rozwinąć. Są one zresztą często o wiele trwalsze i stanowią solidniejszy fundament dla związku niż ulotne uniesienie oparte wyłącznie na atrakcyjności fizycznej. To właśnie one są tym „czymś”, co nas przyciąga, nawet gdy brakuje piorunującego pierwszego wrażenia. To wewnętrzny głos, który mówi: „Z tą osobą czuję się dobrze. Rozmawia nam się łatwo. Mam wrażenie, że mnie rozumie.” To jest właśnie zalążek prawdziwej, głębokiej chemii, którą można i warto świadomie pielęgnować.

Pierwszym krokiem do zbudowania chemii w takiej sytuacji jest uznanie, że jej brak na starcie nie jest porażką, a jedynie punktem wyjścia. To przyzwolenie na to, by relacja rozwijała się w swoim własnym, naturalnym tempie, bez presji, by od razu czuć to „coś”. W świecie portali randkowych, gdzie każda rozmowa wydaje się testem na natychmiastową kompatybilność, takie podejście wymaga pewnej dojrzałości i cierpliwości. Warto zdać sobie sprawę, że pierwsze spotkania są często naznaczone stresem i niepewnością. Obie strony starają się zaprezentować jak najlepiej, co może prowadzić do sztuczności i blokady spontaniczności. Prawdziwa chemia często wyłania się dopiero wtedy, gdy obie osoby się rozluźnią, przestaną grać i zaczną być po prostu sobą. Dlatego zamiast rezygnować po jednej, niezbyt ekscytującej randce, warto dać szansę na drugie, a nawet trzecie spotkanie. Pierwsze mogło służyć jedynie przełamaniu pierwszych lodów. Drugie, w mniej formalnej atmosferze, może już przynieść więcej swobody. To właśnie w tych kolejnych, bardziej swobodnych interakcjach, często pojawia się ten prawdziwy, głęboki rezonans. Może się okazać, że osoba, która wydawała się początkowo nieśmiała, ma znakomite poczucie humoru. Albo że ktoś, kogo uznaliśmy za zbyt poważnego, po prostu potrzebował czasu, by się otworzyć i pokazać swoją ciepłą, czułą stronę.

Kolejnym kluczowym elementem jest świadome tworzenie przestrzeni dla autentyczności. Chemia nie rozkwita w atmosferze sztywnych pytań i odpowiedzi jak na rozmowie kwalifikacyjnej. Potrzebuje przestrzeni, by mogła się pojawić. Zamiast więc skupiać się na tym, by rozmowa „się kleiła”, warto spróbować zejść z utartych ścieżek. Zaproponować aktywność, która wymaga współpracy lub wywołuje emocje – może to być gra planszowa, spacer po nieznanym terenie, wspólne gotowanie. Takie sytuacje naturalnie obnażają nasze prawdziwe charaktery – to, jak radzimy sobie z wyzwaniami, czy potrafimy się śmiać z własnych błędów, jak wspieramy się nawzajem. To są sytuacje, w których rodzi się prawdziwa więź. Równie ważne jest stopniowe odsłanianie się – dzielenie się nie tylko suchymi faktami, ale także swoimi pasjami, marzeniami, a nawet drobnymi słabościami. Gdy pokazujemy drugiej osobie, kim naprawdę jesteśmy, dajemy jej sygnał, że może zrobić to samo. To wzajemne obnażanie się i akceptacja są jednym z najpotężniejszych katalizatorów chemii. Gdy czujemy, że ktoś widzi nasze prawdziwe „ja” i wciąż jest zainteresowany, rodzi się w nas głęboka wdzięczność i przywiązanie, które mogą przerodzić się w silne uczucie. To właśnie ten proces może przekształcić początkową ciekawość w coś znacznie głębszego i bardziej namacalnego.


Budowanie chemii to nie tylko kwestia pasywnie czekania, aż „się pojawi”. To proces, na który mamy realny wpływ poprzez nasze nastawienie, uwagę i konkretne działania. Kiedy pierwsze wrażenie nie było oszałamiające, ale czujemy magnes przyciągający nas do danej osoby, możemy świadomie podjąć kroki, aby ten zalążek związku rozwijał się we właściwym kierunku.

Kluczową strategią jest przejście od oceniania do ciekawości. Na pierwszych randkach często funkcjonujemy jak sędziowie – nieustannie oceniamy: „Czy ta osoba jest dla mnie wystarczająco dobra? Czy spełnia moje kryteria?”. To nastawienie zamyka nas na autentyczne poznanie drugiego człowieka. Zamiast tego, warto włączyć nastawienie badacza – kogoś, kto jest autentycznie ciekawy drugiej osoby. Zadawać pytania nie po to, by zweryfikować checklistę, ale by zrozumieć jej świat wewnętrzny: „Co cię naprawdę pasjonuje w tym, o czym mówisz? Jaka jest twoja najśmieszniejsza historia z dzieciństwa? Czego się boisz, a o czym marzysz?”. Gdy jesteśmy naprawdę ciekawi drugiego człowieka, przestajemy skupiać się na własnym lęku i ocenianiu, a zaczynamy tworzyć z nim prawdziwą więź. Ta ciekawość jest często zaraźliwa – gdy druga osoba czuje, że jesteśmy autentycznie zainteresowani, sama się otwiera i również zaczyna okazywać ciekawość wobec nas. To wzajemne, głębokie zainteresowanie jest jednym z najsilniejszych spoiw chemii.

Równie ważna jest praca nad fizyczną bliskością, ale w sposób stopniowy i nienatarczywy. Chemia fizyczna nie musi pojawić się jak grom z jasnego nieba. Często buduje się powoli, poprzez serię małych, delikatnych gestów, które stopniowo oswajają nas z fizyczną obecnością drugiej osoby. Może to być lekki dotyk dłoni podczas śmiechu, delikatne dotknięcie ramienia, by podkreślić pointę opowiadania, czy wspólny taniec. Te mikro-gesty są nieinwazyjne, ale wysyłają silny sygnał: „Jestem tobą zainteresowany i czuję się przy tobie komfortowo”. Pozwalają one obu stronom na oswojenie się ze sobą na poziomie fizycznym w bezpiecznym tempie. Warto obserwować reakcję drugiej osoby na te gesty i szanować jej granice. Jeśli odpowiada pozytywnie, można stopniowo posuwać się o krok dalej. Ten powolny taniec zbliżenia może być niezwykle erotyczny i budujący napięcie, często o wiele bardziej niż natychmiastowy, gwałtowny skok fizyczny. Tworzy on historię intymności między dwojgiem ludzi, która jest o wiele bogatsza i bardziej znacząca niż jednorazowy wybuch namiętności.

Bardzo pomocne jest także świadome kierowanie uwagi na pozytywne aspekty drugiej osoby. Nasz mózg ma naturalną tendencję do szukania zagrożeń i niedoskonałości. Jeśli na początku nie doświadczyliśmy olśnienia, możemy nieświadomie skupiać się na tym, czego brakuje: „Nie ma takiego poczucia humoru jak mój były”, „Jest trochę za niski”, „Jego styl bycia jest zbyt spokojny”. To nastawienie skutecznie torpeduje jakąkolwiek szansę na rozwój chemii. Świadoma praca polega na tym, by celowo przekierować uwagę na to, co w tej osobie jest dobre, ciekawe i atrakcyjne. Może ona ma niesamowicie ciepły uśmiech? A może jest niezwykle cierpliwym słuchaczem? Albo ma głos, który działa na ciebie uspokajająco? Koncentrując się na tych pozytywach, zaczynamy postrzegać daną osobę w coraz lepszym świetle. A im bardziej ją doceniamy, tym bardziej atrakcyjna się dla nas staje. To samonapędzający się proces: zauważamy coś pozytywnego, co budzi naszą sympatię, sympatia sprawia, że jesteśmy milsi i bardziej otwarci, a to z kolei zachęca drugą stronę do podobnego zachowania, co jeszcze bardziej wzmacnia pozytywne odczucia. W kontekście serwisów randkowych, które zachęcają do szybkiego szufladkowania, ta umiejętność świadomego kierowania uwagą jest nieoceniona. Pozwala ona dostrzec diament, który na pierwszy rzut oka nie błyszczy, ale pod powierzchnią ma niezwykłą wartość.


Ostatnim etapem jest integracja tych wszystkich elementów i przejście od budowania chemii do podjęcia świadomej decyzji o inwestycji w relację. To moment, w którym przestajemy biernie czekać na to, aż chemia „się stanie”, a zaczynamy aktywnie wybierać daną osobę, uznając, że potencjał, który w niej widzimy, jest wart naszej energii i zaangażowania.

Kluczowe jest tutaj zrozumienie, że w dojrzałej miłości chemia i decyzja idą w parze. Młodzieńcza miłość bywa często ślepa i impulsywna. Dojrzała miłość również zawiera w sobie element namiętności, ale jest ona wzmocniona przez świadomy wybór. To moment, w którym mówimy sobie: „Tak, na początku nie było iskry, ale teraz, gdy ją lepiej poznałem/am, widzę w niej kogoś wyjątkowego. Decyduję się dać tej relacji szansę i aktywnie w nią inwestować.” Ten akt woli jest niezwykle potężny. Gdy świadomie decydujemy się na kogoś, nasz umysł zaczyna szukać dodatkowych powodów, by tę decyzję utwierdzić (to tzw. efekt racjonalizacji po decyzji). Zaczynamy bardziej doceniać jej zalety, a jej wady stają się mniej istotne. To nie jest oszukiwanie siebie – to kierowanie energią w stronę, która obiecuje prawdziwą satysfakcję. W świecie platform do nawiązywania kontaktów, gdzie pokusa, by szukać dalej, jest zawsze obecna, ta świadoma decyzja o zatrzymaniu się i zainwestowaniu w jedną, konkretną relację, jest tym, co odróżnia poszukiwaczy przygód od budowniczych związków.

Równie ważne jest stworzenie przestrzeni dla intymności, która wykracza poza fizyczność. Chemia, która buduje się powoli, często ma głębsze korzenie. Warto więc inwestować w tworzenie wspólnych doświadczeń i sekretów. Wspólny wyjazd, nawet krótki, gdzie jesteście tylko we dwoje, z dala od codzienności. Wypracowanie własnych, wewnętrznych żartów i powiedzonek. Dzielenie się wspólnymi marzeniami i planami na przyszłość. To właśnie te wspólne, intymne przestrzenie stają się glebą, na której chemia rozkwita w pełni. W tej relacji nie chodzi już tylko o to, czy się sobie fizycznie podobamy, ale o to, że tworzymy razem mały, prywatny świat, do którego nikt inny nie ma dostępu. To poczucie wyjątkowego partnerstwa i wspólnoty jest często o wiele bardziej intoksykujące i trwałe niż jakakolwiek natychmiastowa iskra.

Wreszcie, warto zadać sobie fundamentalne pytanie: czego naprawdę szukam w związku? Czy szukam emocjonalnego rollercoastera, ciągłej niepewności i intensywnych, ale często krótkotrwałych uniesień? Czy może szukam partnera, przyjaciela, osoby, na której mogę polegać, z którą mogę się śmiać, dzielić trudnościami i budować bezpieczną przyszłość? Jeśli odpowiedzią jest to drugie, to relacja, która zaczyna się od spokojnej ciekawości i stopniowo, z szacunkiem i uwagą, ewoluuje w kierunku głębokiej więzi, ma o wiele większy potencjał, by spełnić te potrzeby, niż związek, który eksplodował namiętnością od pierwszej chwili, by potem równie gwałtownie zgasnąć. Budowanie chemii z kimś, kto od początku wzbudza nasze zaufanie i ciekawość, to inwestycja w trwałe, głębokie i autentyczne partnerstwo. To uznanie, że największa miłość nie zawsze przychodzi z hukiem, czasem przychodzi na palcach, szeptem, i aby ją usłyszeć, musimy przestać nasłuchiwać grzmotów.

Poznałaś wyjątkowego faceta. Nie możesz przestać o nim myśleć, dogadujecie się bez słów i przede wszystkim wreszcie czujesz się szczęśliwa. Sprawy zaczynają wyglądać coraz poważniej oraz ty coraz poważniej zaczynasz się zastanawiać, czy to jest prawdziwa miłość?


Prawdziwa miłość czy chwilowy romans?


Co prawda przynosi ci szczęście, ale uważasz, że ono może również oznaczać zauroczenie. Chwilową słabość. Niby czujesz te motylki w brzuchu, ale boisz się, że facet twoich marzeń cię zaraz zrani i zostawi. Może zadajesz sobie czasem pytanie, czy to jest osoba z którą chcę spędzić całe swoje życie...


Chwilowe słabości i zwątpienia są naturalne, a fakt, że czasem się pokłócicie o to czy owo nie oznacza, że to nie jest prawdziwa miłość, która przetrwa lata. Niestety nie ma również jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, które tak często sobie zadajesz, ponieważ każdy z nas jest inny oraz każdy związek jest niepowtarzalny na swój własny sposób. Istnieją jednak uniwersalne znaki, które w 80% przypadków mogą sugerować odpowiedź, na którą czekasz.


Znak numer 1
Nie chcesz zmienić go, a on nie chce zmienić ciebie. Owszem, może czasem cię coś drażni, ale pokochałaś go na tyle, by go w pełni zaakceptować. Jedyne czym się kierujesz to nadzieją, że jest i pozostanie szczęśliwy. Niczego sobie nie narzucacie, a w kwestiach spornych idziecie na kompromis. Czy ten was opis was opisuje, czy nie?


Znak numer 2
Poważnie myślicie o wspólnej przyszłości. Gdy myślisz o przyszłych wakacjach, myślisz, że warto odłożyć trochę gotówki, żebyście wy oboje, razem i wspólnie, mogli się wylegać nad Morzem Martwym, na którym on zawsze chciał popływać. Prawdziwa miłość oznacza, że zawsze martwiąc się o to co przyniesie jutro, martwisz się za was obu, z pewnością, że on będzie przy tobie


Znak numer 3
Nie śpieszycie się. Konsumujecie swój związek powoli. Delektujecie się nim. Mieliście wiele okazji by się idealnie poznać i nadal chcecie poznać się jeszcze lepiej.


Znak numer 4
Uwielbiacie spędzać czas razem, ale nadal dajecie sobie trochę wolnej przestrzeni i prywatności, bez strachu, nad zgubieniem drugiej osoby. Jeśli to co macie, to prawdziwa miłość, a nie romans, to wasz związek powinien wyglądać jak wieczne spotkanie przyjaciół, którzy również okazują się być kochankami.


Znak numer 5
Czytając cały ten artykuł podświadomie musiałaś mieć nadzieję, że odpowiedź jaka tu się znajduje, jest przecząca lub potwierdzająca. Weź to przeczucie pod uwagę, ponieważ ono jest najważniejsze z wszystkich wymienionych tutaj znaków. Czy chciałaś by okazało się, że ty i twój partner jesteście szczęśliwie zakochani, a to co macie to prawdziwa miłość? Czy może jednak doszukiwałaś się najmniejszego znaku, że to jednak nie to?