portal randkowy smartpage.pl
Zdjęcie na portalu randkowym
Płeć: Mężczyzna Imię: Nie podano Wiek:31 Wzrost: 180 Sylwetka:Nie podano Dzieci: Nie podano Wykształcenie:Nie podano Województwo: Lubelskie Miasto: Tomaszów Lubelski Styl:Nie podano Mieszkam:Nie podano Szukam tutaj:Nie podano Pierwsza randka:Nie podano Znak zodiaku:Nie podano

Witam chetnie poznam kobiete ktura cbetnie sie spotka w realu a nie tylko w necie

stanowczy

coś ciekawego randka wypad poza miasto

Zbliża się kolejna wiosna! Czas na wiosenne porządki - i nie mamy tutaj na myśli porządków domowych. Panowie zrzucać brzuszki po zimowym odkładaniu, Panie, wiadomo, trochę treningu również nie zaszkodzi bo jak dobrze wiecie, mężczyźni widzą to co widzą :) Jakie macie plany, a może już zaczęliście ? Wiosna to również wzmożony okres randkowania na portalu randkowym i nic w tym dziwnego, fajnie skoczyć sobie na spacer czy jakąś wycieczkę poza miasto lub ciekawego miejsca - i wcale nie muszą to być od razu Hawaje. Zachęcamy do wiosennych porządków wszystkich samotnych, randkujących i pozostałych również. W związku kiedy zaczyna się o siebie nie dbać, tzw. chemia dużo szybciej ucieka. Pozdrawiamy serdecznie.

Kobieta niezależna, co tak naprawdę znaczy ten termin? Każdy z nas definiuje to inaczej. Dla jednych to kobieta sukcesu, która pracuje i zarabia wyłacznie dla siebie. Dla innych zaś to kobieta, która nie posiada partnera i jest z tego powodu szczęśliwa, ponieważ nie czuje się zależna od drugiej osoby. Jeszcze inni mogą definiować ją jako osobę z własnym zdaniem.

W dawnych czasach kobiety były bardzo ograniczone, nie miały prawa głosu, ich obowiązkiem było opiekowanie się domem i dziećmi. Ich zdanie traciło na znaczeniu ze wzgląd na sam fakt, że były kobietami. Prawo do głosu nie tylko w życiu prywatnym, ale również społecznym i politycznym czy prawo do wiedzy przysługiwało tylko mężczyznom z racji, że kobiety były za głupie, aby decydować o losie swoim, a tym bardziej innych ludzi. Przez długi okres czasu musiały być zależne od ojców i mężów, traktowane jako "gorsza płeć”. Kobietom przyczepiono tabliczkę, która nakazywała im wierność oraz uległość wobec swoich mężów i Panów. Bezsilność kobiet wobec dość niekorzystnej sytuacji, w jakiej zostały postawione rosła wraz z wiekiem. Nie mniej kobiety coraz bardziej zaczęły się buntować przeciwko traktowaniu ich jak przedmiot toteż widzimy dzisiaj tego skutki.
W najgorszej sytuacji znajdowały się kobiety, które zostały sprzedane swym podwładnym. Niezdolne do walki lub wyrażenia słowa protestu musiały pogodzić się z tym, że ich życie zależało od woli i nastroju Pana. Musiały być bezwarunkowo posłuszne jako istoty bezbronne, oddane w ręce innego człowieka przeważającego je siłą nie tyle fizyczną, co władzy i statusu.

Dawniej, choć wcale można powiedzieć, że nie tak dawno, zaczęto traktować kobiety inaczej. Zaczęły zajmować się również dziedziną rachunkowości. Słabością mężczyzn stało się zarządzanie, dlatego powierzali tą żmudną robotę kobietom, a sami wyjeżdżali w teren doglądać swych włości, zawierać umowy oraz pełnić funkcję reprezentacyjną. Wówczas wtedy kobiety czuły się uznane.

Z upływem czasu kobiety zyskiwały coraz więcej praw, choć nadal istnieją państwa "zacofane", w których wciąż są pod pełną kontrolą mężczyzn traktowane nawet gorzej niż w poprzednich czasach. Być może jest to skutek zmian, jakie zaszły w różnych dziedzinach kultury lub religii.
Dzisiaj, feministki walczą o równouprawnienie w kwestiach wykonywanych zawodów, w społeczeństwie, w rodzinie, polityce itd. Zajmują się również m. in. walką z męską dominacją, tolerancją homoseksualizmu oraz dopuszczalnością aborcji. Zdaniem wielu ludzi kobiety wciąż powinny zajmować się opieką nad domem i dziećmi, bez prawa decydowania o sobie i być zależne od mężczyzn, gdyż taka jest ich rola. Zdecydowana większość kobiet uważa, że skoro również są ludźmi tak jak i mężczyźni mają prawo do własnych decyzji, porażek oraz sukcesów.

Obraz „kobiety niezależnej” jest w bardzo dużym stopniu pożądany przez współczesne kobiety, które chcą uwolnić się od stereotypów i przeszłości swoich przodkiń, którą nadal posługują się niektóre części społeczeństwa.

Dlaczego piszemy z kimś tygodniami, ale nie potrafimy umówić się na randkę? Psychologia unikania spotkań to zagadnienie, które stanowi sedno współczesnego paradoksu randkowania. W świecie aplikacji randkowych, gdzie pozornie wszystko ma ułatwiać i przyspieszać poznawanie ludzi, coraz częściej utykamy w martwym punkcie przyjemnej, ale bezcelowej korespondencji. Wymieniamy dziesiątki, a nawet setki wiadomości z osobą, która wydaje się idealnie dopasowana – mamy wspólne poczucie humoru, podobne poglądy, a rozmowa płynie łatwo i naturalnie. I mimo to, gdy tylko pojawia się temat spotkania, rozmowa nagle gaśnie, temat jest zmieniany lub spotkanie jest wiecznie przekładane na „bardziej odpowiedni czas”. Ten fenomen to nie lenistwo czy brak zainteresowania. To złożony mechanizm obronny, który rozwija się w odpowiedzi na specyficzne warunki cyfrowej socjalizacji. Tworzy on iluzję relacji, bezpiecznej więzi bez ryzyka, która zaspokaja potrzebę bliskości, ale jednocześnie chroni przed wszelkimi negatywnymi konsekwencjami prawdziwego zaangażowania. Wirtualna znajomość staje się wówczas rodzajem emocjonalnego surogatu – daje poczucie, że nie jesteśmy sami, że ktoś nas rozumie i o nas myśli, ale nie wymaga od nas wyjścia ze strefy komfortu, wystawienia się na ocenę czy podjęcia realnej decyzji. To jak oglądanie pięknego zdjęcia egzotycznej plaży zamiast kupowania biletu i pakowania walizki. Zdjęcie jest bezpieczne, czyste i kontrolowane. Podróż – już nie. I właśnie w tej kontroli tkwi sedno problemu.

Pierwszą i najpotężniejszą przyczyną tego zjawiska jest głęboko zakorzeniony lęk przed odrzuceniem w jego najbardziej bezpośredniej, bolesnej formie. W świecie online odrzucenie jest sterylne i zdystansowane. Ktoś nie odpowie na wiadomość, przestanie pisać – można to wytłumaczyć sobie na sto sposobów, a ból jest rozproszony w czasie. Spotkanie twarzą w twarz to zupełnie inna liga. To moment ostatecznej weryfikacji, w którym wszystkie wyidealizowane projekcje mogą runąć jak domek z kart. Obawiamy się, że nasz wirtualny wizerunek – starannie skonstruowany za pomocą dobrych zdjęć i przemyślanych odpowiedzi – nie zda egzaminu w rzeczywistości. Że nasz głos jest nie taki, jakiego się spodziewano, że nasze poczucie humoru w realu nie zadziała, że zauważą nasze niedoskonałości, które udało się ukryć na zdjęciach. To odrzucenie byłoby nie tylko bolesne, ale także konfrontujące z naszym własnym, często zawyżonym, wyobrażeniem o sobie. Dlatego przedłużanie rozmowy online staje się formą emocjonalnego bunkrowania się. Dopóki się nie spotkamy, istnieje możliwość, że ta relacja jest wspaniała. Spotkanie niszczy tę iluzję w jednej chwili – albo potwierdzając ją (co jest ryzykiem), albo obalając (co jest katastrofą). Dla wielu osób, zwłaszcza tych o wrażliwej psychice lub z bagażem wcześniejszych odrzuceń, bezpieczniej jest więc pielęgnować iluzję niż ryzykować bolesne rozczarowanie. W ten sposób, portal randkowy przestaje być narzędziem do poznawania ludzi, a staje się celem samym w sobie – bezpieczną przystanią, w której można doświadczać namiastki romansu bez konieczności wychodzenia na głęboką wodę.

Kolejnym kluczowym czynnikiem jest wygodnictwo i niskie koszty emocjonalne wirtualnego zaangażowania. Prowadzenie intensywnej rozmowy przez kilka tygodni wymaga pewnego nakładu energii, ale jest to energia rozłożona w czasie i pod pełną kontrolą. Można odpisać, gdy ma się dobry humor, można przemyśleć odpowiedź, można przerwać rozmowę w dowolnym momencie pod błahym pretekstem. Randka w realu to zupełnie inny poziom inwestycji. To konkretny, zablokowany w kalendarzu czas, koszty dojazdu, często finansowe, konieczność zadbania o wygląd i – co najważniejsze – pełne, niepodzielne zaangażowanie na kilka godzin. W świecie przepracowanych, zmęczonych dorosłych, którzy mają mnóstwo obowiązków, taka inwestycja może wydawać się zbyt ryzykowna w stosunku do niepewnych zysków. Po co tracić cenny wieczór na spotkanie z kimś, kto może okazać się rozczarowaniem, skoro można w tym czasie odpocząć przed Netflixem lub spędzić czas z gwarantowaną przyjemnością, np. z przyjaciółmi? Intensywna korespondencja daje iluzję posiadania relacji, nie odbierając przy tym komfortu domowego zacisza. To jak relacja na żądanie – dostajemy dawki pozytywnych emocji, gdy chcemy, bez obowiązków i zobowiązań typowych dla realnego świata. Ta wygoda tworzy silne uzależnienie od samego procesu pisania, które zastępuje cel, jakim powinno być spotkanie. Ponadto, w erze nieograniczonego wyboru na serwisach randkowych, pojawia się syndrom „lepszej opcji za rogiem”. Skoro z tą osobą tak dobrze się pisze, to może z następną będzie jeszcze lepiej? A może idealna osoba właśnie zalogowała się na portal? To sprawia, że zobowiązanie się do spotkania z jedną osobą jest psychologicznie trudne, bo oznacza mentalne „zamknięcie katalogu” na jakiś czas. Bezpieczniej jest więc utrzymywać kilka takich wirtualnych relacji równolegle, czerpiąc z nich emocjonalne korzyści, ale nie angażując się w żadną w sposób realny.


Poza indywidualnymi lękami i wygodą, na zjawisko chronicznego unikania spotkań ogromny wpływ ma sama natura komunikacji online oraz zmiana społecznych norm dotyczących odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wirtualna rozmowa, pozbawiona tonu głosu, mimiki i fizycznej obecności, pozwala na tworzenie wyidealizowanego obrazu rozmówcy. Czytając jej inteligentne, dowcipne wiadomości, zaczynamy wypełniać luki wyobraźnią. Projektujemy na tę osobę wszystkie pożądane cechy, tworząc w głowie wersję niemal doskonałą. Ten mentalny konstrukt staje się obiektem naszych uczuć i to z nim tak naprawdę prowadzimy rozmowę. Prawdziwe spotkanie to brutalne zderzenie z rzeczywistością, w której ta osoba może mieć irytujący śmiech, nieodpowiedni dla nas zapach lub po prostu nie wzbudzać chemii fizycznej, której nie da się przeczuć przez ekran. Obawiamy się nie tylko tego, że my jej się nie spodobamy, ale także tego, że ona nie spodoba się nam. Że rozczarujemy swoje własne, piękne wyobrażenie. Dlatego wolimy pielęgnować fantazję niż ją zweryfikować. To jak nieotwieranie prezentu, by móc wierzyć, że jest w nim coś wspaniałego – otwarcie niesie ryzyko rozczarowania.

Równie istotny jest fakt, że w świecie cyfrowym wykształciły się nowe normy społeczne, które usprawiedliwiają brak zdecydowania i odpowiedzialności. Ghosting, czyli bezsłowne zerwanie kontaktu, oraz „benching”, czyli utrzymywanie kogoś w rezerwie poprzez okazjonalne wiadomości bez propozycji spotkania, stały się powszechnie akceptowanymi (choć nieakceptowalnymi) strategiami. W takim klimacie, nieumawianie się na spotkanie nie jest już postrzegane jako przejaw braku manier czy tchórzostwa, ale jako coś normalnego, „bo wszyscy tak robią”. Brakuje społecznego przymusu, by dopełnić relację logicznym następstwem, jakim jest spotkanie. Ponadto, sama architektura platform do nawiązywania relacji sprzyja powierzchowności. Zachęca do szybkiego przeglądania profili, oceniania na podstawie zdjęć i prowadzenia wielu równoległych, płytkich konwersacji. Głębsza, długotrwała rozmowa z jednym człowiekiem jest już pewnym wyłomem w tym systemie, ale przejście do spotkania wymaga kolejnego, znacznie większego wysiłku mentalnego – przełamania schematu, który platforma dla nas utrwala. Osoba, która angażuje się w długą rozmowę, może być więc paradoksalnie bardziej podatna na unikanie spotkania – bo ta rozmowa stała się już formą bezpiecznej, alternatywnej rzeczywistości, która działa według własnych, przyjemnych reguł, wolnych od ryzyka realnego świata.

Nie bez znaczenia jest także kwestia tożsamości i lęku przed oceną w szerszym kontekście. Dla wielu osób, zwłaszcza introwertycznych lub tych, które nie czują się pewnie w bezpośrednich interakcjach społecznych, pisanie jest strefą bezpieczną, w której mogą zaprezentować najlepszą wersję siebie. Są elokwentni, dowcipni, refleksyjni. Spotkanie odbiera im tę tarczę. W bezpośredniej konfrontacji mogą się jąkać, pocą im się dłonie, nie potrafią znaleźć słów. Obawiają się, że ich „realne” ja będzie znacznie uboższe od tego „cyfrowego”. To sprawia, że wolą pozostawać w świecie, w którym czują się silni i atrakcyjni. W ten sposób randki internetowe stają się dla nich formą społecznego życia, które nie wymaga wychodzenia z domu, co może prowadzić do pogłębienia się lęków społecznych, tworząc błędne koło: im dłużej unikam spotkań, tym bardziej się ich boję, i tym bardziej wolę bezpieczną korespondencję.


Czy istnieje zatem sposób na przełamanie tego impasu i wydostanie się z pułapki wiecznej korespondencji? Tak, ale wymaga on świadomej zmiany nastawienia i potraktowania procesu randkowania online z większym pragmatyzmem i odwagą.

Pierwszym i najważniejszym krokiem jest uświadomienie sobie prawdziwego celu korzystania z aplikacji randkowych. Celem nie jest zbieranie sympatycznych rozmówców ani budowanie wirtualnego haremu admiratorów. Celem jest poznanie w rzeczywistości osoby, z którą moglibyśmy zbudować związek. Każda tygodniowa rozmowa, która nie prowadzi do spotkania, jest z punktu widzenia tego celu stratą czasu i energii. Warto więc wprowadzić sobie wewnętrzną zasadę: jeśli po 5-7 dniach regularnej, dobrej rozmowy nie pada konkretna propozycja spotkania (z twojej lub jej strony), należy taką rozmowę uważać za bezcelową i wycofać się z niej. To nie jest brak cierpliwości, to zarządzanie swoim życiem. Taka zasada zmienia perspektywę z „czy uda mi się utrzymać tę przyjemną rozmowę?” na „czy ta rozmowa prowadzi do realnego spotkania?”.

Kolejnym kluczowym elementem jest przejęcie inicjatywy i proponowanie spotkania w sposób konkretny, niskoprężny i pozbawiony ogromnej wagi. Zamiast nieśmiałego: „Może kiedyś byśmy się mogli spotkać?”, które łatwo zbyć, lepiej zadać pytanie: „Słuchaj, świetnie się z Tobą rozmawia. W przyszłym tygodniu w środę lub czwartek jestem wolny/a po 18. Może wskoczyłabyś/wskoczyłbyś na szybką kawę w centrum?”. Taka propozycja jest konkretna, pokazuje, że traktujesz swojego i jej czas poważnie, i jest łatwa do przyjęcia lub odrzucenia. Sugeruje spotkanie krótkie i w neutralnym miejscu, co minimalizuje poczucie ryzyka i zobowiązania po obu stronach. Jeśli nawet na taką propozycję druga strona reaguje wymijająco („O, w przyszłym tygodniu to nie wiem, mam dużo pracy, może później”), to jest to bardzo czytelny sygnał, że osoba ta albo nie jest zainteresowana spotkaniem, albo jest tak sparaliżowana lękiem, że nie jest gotowa na realną relację. W obu przypadkach – nie jest to materiał na partnera dla kogoś, kto szuka realnej więzi.

Bardzo pomocne jest również skracanie fazy przedspotkaniowej i szybsze przenoszenie rozmowy na inne kanały. Jeśli rozmowa na czacie serwisu randkowego dobrze się klei, warto po kilku dniach zaproponować rozmowę głosową lub wideorozmowę. To pośredni krok między pisaniem a spotkaniem. Pozwala usłyszeć głos, zobaczyć mimikę w ruchu, sprawdzić, czy płynność rozmowy utrzymuje się poza tekstem. Dla wielu osób taka rozmowa jest mniej stresująca niż spotkanie, a jednocześnie skutecznie demitologizuje drugą osobę, zmniejszając siłę wyidealizowanego wyobrażenia. Jeśli i na ten krok ktoś nie jest gotowy, jest to kolejna, jasna informacja o jego prawdziwych intencjach lub poziomie lęku.

Ostatecznie, najskuteczniejszym lekarstwem na syndrom wiecznego pisania jest praca nad własnym nastawieniem do odrzucenia i ryzyka. Trzeba zaakceptować, że randkowanie z natury wiąże się z ryzykiem rozczarowania. Nie każda rozmowa online przełoży się na chemię w realu. I to jest w porządku. Porażką nie jest spotkanie, które nie przyniosło iskry. Porażką jest marnowanie tygodni życia na iluzję relacji, która nigdy nie wyjdzie poza ekran smartfona. Gdy przestaniemy traktować każde potencjalne spotkanie jak egzamin, a zaczniemy je postrzegać jako po prostu kolejne, neutralne doświadczenie towarzyskie – spotkanie z ciekawym człowiekiem, o którym wiemy już co nieco – presja spada. Może z tego spotkania wyniknie coś więcej, a może nie. W obu przypadkach zyskujemy: albo nową, obiecującą znajomość, albo jasność i wolność, by szukać dalej.

Chroniczne unikanie spotkań to symptom głębszych problemów: lęku przed odrzuceniem, wygodnictwa, ucieczki w idealizację i poddawania się toksycznym normom cyfrowego świata. Przełamanie tego schematu wymaga świadomej decyzji, by traktować randkowanie online jak środek do celu (spotkania), a nie cel sam w sobie. Wymaga odwagi, by ryzykować rozczarowanie w zamian za szansę na prawdziwe połączenie. Bo prawdziwa bliskość, intymność i miłość nie rodzą się w chmurze serwerów. Rodzą się w spojrzeniu, w spontanicznym śmiechu przy stoliku w kawiarni, w niepewnym dotyku dłoni. Wszystko inne, to tylko przygotowanie do tej właśnie, prawdziwej chwili. I warto mieć odwagę, by do niej doprowadzić.